Uwagi autora: nie ma sensu, jest dziwne, krótkie i za żadne urazy na tle psychicznym czy fizycznym spowodowane tym opowiadaniem nie odpowiadam. Za wszelkie błędy przepraszam.
Występują: Hangeng, Henry, Donghae, jakby Yesung i jeszcze bardziej jakby Zhou Mi.
* * *
Głos Henry'ego rozniósł się po mieszkaniu, wyrywają siedzącego w kuchni Hangenga z zamyślenia. Sekundę później usłyszał tupanie i człowiek-wiewiór pojawił się w kuchni, trzymając w rękach trzy pary skarpetek w bliżej nieokreślonym kolorze.
-Tak? - Hangeng zapytał spokojnie, biorąc łyk gorącej, czerwonej herbaty.
-Kto dzisiaj robił pranie?
-Zhou Mi, a co się stało? - chłopak prawie oblał się herbatą, gdy Henry podstawił mu pod twarz swoje skarpetki.
-To kiedyś było białe! - zawył chiński Kanadyjczyk, machając garderobą. - A teraz nawet nie wiadomo jaki to kolor!
Hangeng wziął jedną za skarpetek chłopaka i przyjrzał się jej uważnie. Była różowa w białe króliki.
-Henry.... nosisz skarpetki w króliki?
-Nie! Nie wiem jak Zhou Mi ge to zrobił, ale z białych, gładkich skarpetek zrobił różowe w króliki. W cholerne króliki! Zrozumiałbym, gdyby to były wiewiórki, czy coś, no ale króliki?!
-Bo to nie Zhou Mi. - wtrącił nagle Donghae, wchodząc do kuchni. Chińczycy spojrzeli na niego dziwnie.
-No to kto robił to cholerne pranie?!
-Klon Mimi'ego wysłany przez kosmitów, by przejąć nasz świat! - powiedział dumnie Koreańczyk, ignorując głośne westchnienie Hangenga.
-To... - Henry zaczął niepewnie. - ...to Zhou Mi gege został porwany przez kosmitów?!
Wiewiór złapał się za głowę, wytrzeszczając oczy. Donghae z poważnym wyrazem twarzy pokiwał głową. Najstarszy z tej trójki westchnął ciężko.
-Henry, kosmici nie istnieją...
-Naprawdę? - zapytał delikatnie. Hangeng rzucił coś w stylu „Mhm...” i znów upił łyk, teraz już letniej herbaty.
-Nie, no co ty! A Yesung!? Widziałeś jego proporcje ciała? Ta wielka głowa, małe rączki i małe ciałko? To nie jest normalne! - rzucił zirytowany Donghae, nadymając policzki.
-Słyszałem to! - z salonu dobiegł ich zdenerwowany krzyk Yesunga. Lee, obawiając się o własne życie, jak najszybciej wybiegł z kuchni i zamknął się w swoim pokoju. Hangeng pokręcił głową w geście rezygnacji, wziął skarpetki Henry'ego i bez słowa poszedł do łazienki z zamiarem wyprania ich ponownie, tym razem w wybielaczu.
zabawne jest : D
OdpowiedzUsuńspoko urazu nie doznałam x D chyba dlatego że lubię takie rzeczy czytać ; )
Ty już wiesz, że kocham tego ff! Jest boskie xD W ogóle kocham to, jak ty opisujesz Henrego w swych ff. Genialny jest!
OdpowiedzUsuń